Wypłyń na głębie Słowa Bożego – pierwsza katecheza

W środę (19 października) po wieczornej Mszy św. odbyło się spotkanie przybliżające nam treść Pisma Świętego. Podczas spotkania szukaliśmy  odpowiedzi na pytanie: Jak czytać Biblię, jak ją rozważać. Spotkanie poprowadził ks. Sławomir Stasiak wykładowca Pisma Św. na PWT we Wrocławiu. Było to pierwsze spotkanie z cyklu spotkań „Wypłyń na głębie Słowa Bożego”, które raz w miesiącu będą się odbywały w naszym kościele.

Najbliższe odbędzie się 9 listopada

Pełny tekst pierwszej katechezy:

Odnaleźć w Słowie Żywego Boga

(wokół medytacji nad Słowem Bożym)

Niedawno rozmawiając ze studentami na temat natchnienia biblijnego, prawdy zawartej w Biblii oraz hermeneutyki biblijnej wygłosiłem dość powszechną tezę na temat pełniejszego sensu biblijnego. Chodziło o taki sens, który nie był znany hagiografowi w momencie pisania ale został przewidziany przez Boga. Stawał się on zrozumiały dopiero wtedy, kiedy słowa te się realizowały. Wówczas usłyszałem pytanie: więc za jakiś czas może się okazać, że ludzie będą „lepiej” rozumieli Pismo święte? Wydaje się, że to jest właśnie istotą tak zwanej hermeneutyki biblijnej. Nie tylko odnajdywanie sensu wyrazowego Biblii ale odnajdywanie jej orędzia dla człowieka w danym czasie i w danej kulturze. Chodzi więc nie tylko o zrozumienie Słowa Bożego ale i o odnalezienie w Nim Żywego Boga, przemawiającego do mnie w tej konkretnej sytuacji, w tym konkretnym momencie.

Jak to zrobić? Odpowiedzi może być wiele. Jedną z nich, chyba najważniejszą, jest medytacja nad Słowem, bo tylko tak możemy odnaleźć w Piśmie świętym prawdziwe, żywe i owocne Słowo Boga, a nie tylko suchą literę. Do tego napisaną jeszcze w jakich „dziwnych”, niezrozumiałych językach.

1. Czym jest medytacja w ogólności?

Zwykle medytacja kojarzy się nam z zapadaniem w jakiś bliżej nieokreślony stan pomiędzy snem albo jawą. Tym czasem jest to jedno z niezbędnych i jak najbardziej realnych zadań chrześcijanina w życiu codziennym.

W Leksykonie duchowości katolickiej czytamy: „Pojęcie medytacja oznaczało pierwotnie: cierpliwie rozważać, w skupieniu o czymś myśleć, w spokoju otwierać się wewnętrznie na jakąś tajemnicę; wytrwale się ćwiczyć (w sensie fizycznym, czy intelektualnym, tak jak to czynią żołnierze czy muzycy); z upodobaniem ciągle do czegoś powracać i w ten sposób to coś rozwijać. Czynność więc medytacji zakłada od początku energiczną aplikację świadomości, a nawet całego podmiotu do jakiegoś przedmiotu, skupienie na nim uwagi i element powtarzania danej czynności służący pogłębieniu medytacyjnego przeżycia i docieraniu do istoty przedmiotu”1.

Na czoło wysuwają się trzy zagadnienia: podmiot, przedmiot o dotarcie do istoty przedmiotu. Podmiotem medytacji jest oczywiście człowiek. Przedmiotem (w naszym ujęciu) jest Biblia. Te dwa elementy zostają połączone ze sobą w konkretnych czynnościach: zbierania, rozważania i porównywania. Zrealizowanie tych działań warunkuje poznanie istoty przedmiotu medytacji – Słowa Bożego. Ale tu już wkraczamy na teren zagadnienia medytacji biblijnej.

2. Czym jest medytacja biblijna?

Nie sposób jest pomyśleć o medytacji jako niezależnej, wyseparowanej procedurze postępowania wobec Biblii. Tu na nic się zda wszelkiego rodzaju umiejętność techniczna, nawet jeśli byłaby doskonale wytrenowana. Stąd medytacja nad Pismem Świętym wchodzi w skład najróżniejszych sposobów „czytania” Biblii. Jednym z nich jest np. lectio divina, w trakcie której przechodzi się przez następujące etapy kontaktu z Tekstem świętym: lectio, meditatio, oratio, contemplatio. Widzimy więc, że dla prawidłowej medytacji niezbędne jest poprzedzenie jej i każdej medytacji lectio.

a. lectio – czytanie

Kiedy kilkanaście lat temu dowiedziałem się, że jednym z elementów egzaminu maturalnego będzie tak zwane „czytanie ze zrozumieniem”, to nie mogłem w to uwierzyć. Zadawałem sobie pytanie: jak w ogóle można coś czytać i nie rozumieć co się czyta? Potraktowałem to niemal jak atak na istotę człowieczeństwa – rozumność. Okazało się jednak, że nie miałem racji. Przekonałem się o tym bardzo szybko na egzaminie wstępnym do Seminarium, kiedy to jednym z jego etapów było właśnie „czytanie ze zrozumieniem”. Okazało się, że nie wszyscy kandydaci rozumieli tekst, który czytali. Przykre, ale prawdziwe. Pytanie: Dlaczego tak się dzieje? K. Wons udziela kilku trafny odpowiedzi: lenistwo, poszukiwanie sensacji, brak cierpliwości2. Jak sobie z tym poradzić? Przede wszystkim musimy w odpowiedni sposób podejść do czytania.

Celem lectio jest zrozumienie tekstu. Ale aby to się stało każde nasze czytanie musi być odpowiednio przygotowane i zrealizowane. Przygotowanie zamknąć możemy w czterech etapach. Po pierwsze – właściwe miejsce (w samotności). Po drugie – właściwy czas (taki który sprzyja ciszy). Po trzecie – właściwy tekst (np. według porządku Roku Liturgicznego lub lectio continua). Po czwarte – cierpliwość (trwanie przy Słowie Boga). Realizacja, czyli lektura właściwa, może być prowadzona według kilku klasycznych sposobów: a) głośne czytanie, b) czytanie powolne i wielokrotne, c) zapamiętywanie, d) przepisywanie i e) czytanie z piórem w ręku (zaznaczanie tych fragmentów, które mnie poruszyły)3.

Każdy jednak z tych sposobów nie gwarantuje sam z siebie takiego czytania, które zapewni nam zrozumienie tego, o czym „mówi” tekst Pisma Świętego. Tu wchodzą w grę, w miarę naszych możliwości, wszelkie techniki filologiczne. A więc najpierw gramatyka, zwłaszcza jeśli możemy sięgnąć po tekst oryginalny – hebrajski, aramejski czy grecki. Jeśli nie jest to możliwe, to wystarczy przekład. Chodzi przede wszystkim o zrozumienie znaczenia poszczególnych części mowy (rzeczownik, czasownik, przymiotnik, przysłówek itd.). Jako przykładowym tekstem posłużymy się Łk 6,1-5 – Zbieranie kłosów w szabat. Następnie składnia. Ważne jest abyśmy umieli zidentyfikować w poszczególnych zdaniach podmiot, orzeczenie, dopełnienie bliższe i dalsze itd. Następnie, abyśmy uchwycili w jakich relacjach pomiędzy sobą pozostają poszczególne zdania (zdania współrzędnie i podrzędnie złożone). Kolejny krok to odkrycie układu logicznego zdań. Nie bez powodu jedne następują po drugich w takim właśnie porządku, w jakim spotykamy je w tekście. Nie bez znaczenia jest również uchwycenie jak zmieniają się osoby, miejsce, czas i tematy w czytamy przez nas tekście. Wówczas dostrzeżemy, niemal jak reżyser, poszczególne sceny. A to doprowadzi nas do odkrycia struktury naszego tekstu. Czyli fundamentu, na którym zbudowane zostało orędzie czytanego przez nas Słowa Bożego4.

Gdybyśmy zakończyli naszą lekturę Pisma Świętego na tym etapie wówczas nie różniłoby się Ono niczym od każdego innego tekstu literackiego. Nasze zatrzymanie się nad nim ograniczylibyśmy do czystej filologii i z pewnością trudno byłoby nam odnaleźć w Nim Żywego Boga. Jest to jednak niezbędny krok w kierunku zrozumienia o czym tekst mówi a o czym milczy. Kolejny etap w czytaniu, to odnalezienie kluczowego słowa lub słów, które stają się światłem dla tekstu, nad którym się pochylamy. Może to być całe zdanie lub zwrot, który stanowi swego rodzaju jądro całej perykopy. Na przykładzie naszej perykopy takim zwrotem kluczowym jest: Syn człowieczy jest panem szabatu (Łk 6,5).

b. meditatio – medytacja

Zacznijmy od cytatu: „Jeśli lectio jest szukaniem, to meditatio, do którego przygotowuje nas czytanie, jest znajdowaniem5. Uważnie czytany tekst, według wyżej podanych metod, zaczyna w nas żyć. Musimy mu jednak pozwolić na to działanie. Możemy to uczynić przechodząc przez trzy kolejne etapy, bez pominięcia żadnego.

Pierwszy etap – zbieranie (jak mrówka; por. Prz 6,6-8): Do mrówki się udaj, leniwcze, patrz na jej drogi, bądź mądry. Nie znajdziesz u niej zwierzchnika, ni stróża żadnego, ni pana – a w lecie gromadzi swą żywność i zbiera swój pokarm we żniwa.

Słowo, które zrozumieliśmy czytając, teraz ma być przez nas „zbierane”. Jest to proces, który nie może ograniczyć się do jednorazowego działania. Musi być wytrwały – mrówczy. Jak to czynić? Pomoże nam w tym słowo klucz, które odnaleźliśmy w lectio. Przy jego pomocy mamy rozświetlać cały tekst i poszczególnego jego fragmenty. Na nic się tu zda sięganie po komentarze. Na tym etapie jesteśmy sami. Sami musimy „zbierać” Słowo. Przykład. W Łk 6,1-5 możemy odnaleźć kilka słów kluczowych. Między innymi „Dawid wziął, jadł, dawał”. To nasuwa na myśl słowa z Ostatniej Wieczerzy: „następnie wziął chleb (…) połamał go i podał im, mówiąc: To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19). Źródłem podejmowanych przeze mnie działań (jak to Dawida w sytuacji konieczności) musi być Eucharystia. Inny przykład z tej samej perykopy. Zdaniem kluczowym jest „Syn człowieczy jest panem szabatu”. Ma władzę nawet nad prawem Bożym, bo sam jest Bogiem. Działanie więc uczniów (zrywanie i spożywanie kłosów w szabat) nie było zwykłym protestem, anarchią wobec władzy duchowej ówczesnych czasów. Było głęboko oparte na władzy Jezusa. Ja sam nie mogę więc pokazywać swojej władzy w formie protestu. Wszystko co robię ma wskazywać na władzę Jezusa.

Bardzo istotne jest tu więc również poruszenie jakie wywołuje we mnie konkretne Słowo, bo tylko tak może Ono przejść z umysłu do serca

Drugi etap – rozważanie (jak pszczoła; por. Prz 6,8 za LXX): Albo idź do pszczoły i zobacz, jak jest pracowita i jak wspaniałe jest dzieło, którego dokonuje. Królowie i zwykli ludzie dla zdrowia używają tego, co ona wytwarza; jest poszukiwana i znana wszystkim; chociaż niepozorna pod względem siły, to jednak wyróżnia się tym, że okazała szacunek mądrości.

Ta faza medytacji jest podobna do działań pszczoły, która w samotności (to bardzo ważny element) przetwarza zebrany wcześniej materiał. Ale jak to robić, skoro nie bardzo nawet wiemy jak pszczoła produkuje miód? Otóż właśnie, to nie jest proces automatyczny ani jednorazowy. Właściwej postawy (bo o tym trzeba tu mówić) uczy nas Maryja, która chowała wierne wszystkie te słowa w swym sercu (Łk 2,51). Pierwszym krokiem jest więc zachowywanie w sobie Słowa. Powracanie do Niego, przypominanie sobie Go, pozwalanie by Ono w nas działało. Konieczna jest tu wytrwałość, cierpliwość w kontakcie ze słowem. Nie można na Nim wymuszać działania, na przykład zazdroszcząc komuś innemu, że znacznie szybciej i więcej ma kontaktu ze Słowem. Po prostu, trzeba pozwolić Słowu działać jak ziarnu kiełkować: Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie rzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie (Mk 4,26-28). I znów pojawia się pytanie: Jak? Odpowiedź wydaje się jasna, choć może zupełnie zmienić nasze pojmowanie medytacji. Zwykle rozumiemy ją jako „zatrzymanie się” nad Słowem w jakimś określonym czasie – pół godziny, godzina. Prawdziwa medytacja wymaga od nas postawy odniesienia do Słowa praktycznie przez cały czas – przez cały dzień. Najpierw je czytamy, aby zrozumieć (na przykład dzień wcześniej wieczorem), potem je zbieramy, aby rozświetlić je słowem kluczem (na przykład następnego dnia rano), a następnie pozwalamy mu działać, powracając wielokrotnie do słowa, które mnie uderzyło (przez cały dzień). W takim ujęciu medytacja nie jest jednorazowa, chwilowa ale trwała, obejmująca właściwie całe nasze życie.

Trzeci etap – konfrontacja życia ze Słowem. Ostatnia faza medytacji, która jest owocem dwóch poprzednich. Słowo, które zostało przez nas zebrane i zachowane teraz zaczyna przynosić owoce. Wcześniej mówiliśmy na temat rozświetlania medytowanego tekstu przez słowa klucze, teraz tym światłem dla naszego życia staje się Słowo Boże. A ze światłem tak bywa, że ukazuje to czego do tej pory nie było widać – niedoskonałości, słabości, grzechy. To jest właśnie konfrontacja życia ze Słowem. Nie odwrotnie, bo to życie ma być przyrównywane do Słowa. Nie jest to jednak zwykle przyrównanie do modelu, raczej przeniknięcie Słowa w życie. Jeśli dostrzegamy coś, co przeszkadza Słowu na to przeniknięcie, to musimy jasno to określić. Jest to newralgiczny punkt w spotkaniu ze Słowem. Dzięki temu nasze życie naznaczone słabością i grzechem, przez światło Słowa Bożego będzie się stawało historią zbawienia.

3. Owoc medytacji biblijnej – podsumowanie

Może nim być doprowadzenie „do końca” lectio divina przez modlitwę ku kontemplacji. Może nim być również katecheza, homilia, konferencja. Czyli odpowiedź na Słowo Boga skierowane do mnie.

Pokuśmy się w tym miejscu o kilka wniosków. Po pierwsze – Pismo święte nie może być czytane jak jakakolwiek inna książka. Najpierw musimy się do tej czynności przygotować: miejsce, czas, tekst, cierpliwość. Po drugie – zastosować odpowiednią dla mnie metodę czytania: na głos, powoli i wielokrotnie, zapamiętując, przepisując, czytając z piórem w reku. Po trzecie – nie obawiać się zastosowania (zwłaszcza na etapie przygotowania do kapłaństwa czy studiów teologicznych) wszelkich technik filologicznych: gramatyka, składnia, struktura, słowa klucze. Teraz dopiero możemy przejść do medytacji właściwej przez kolejne trzy etapy – zbierania, rozważania, porównania. Każdy z nich jest ważny. Pierwszy umożliwia rozświetlenie tekstu przez słowa kluczowe i te, które mnie osobiście uderzyły. Drugi pozwala na „przetrawienie” Słowa, przez wielokrotne i wytrwałe powtarzanie słów kluczowych. Trzeci prowadzi do rozświetlenia naszego życia przez Słowo.

Legnica, 19 października 2016 r.

Ks. Sławomir Stasiak

1 S.T. Zarzycki, Medytacja, w: Leksykon duchowości katolickiej (red. M. Chmielewski), „M”; Lublin-Kraków 2002, 501.

2 Por. K. Wons, Uwierzyć Jezusowi. Rekolekcje ze św. Markiem opatrzone wprowadzeniem do dynamiki lectio divina, SALWATOR; Kraków 2004, 15-16.

3 Por. tamże, 20-22.

4 Por. I. Gargano, Lectio divina. Wprowadzenie. Wskazania metodologiczne z wyjaśnieniem niektórych fragmentów zaczerpniętych z Ewangelii św. Mateusza (tłum. G. Piątek), Wydawnictwo Księży Sercanów; Kraków 2001, 38-57.

5 K. Wons, Uwierzyć Jezusowi, 26.